Znalazłam ostatnio ciekawostkę dotyczącą Teatru Słowackiego. Większość osób być może kojarzy to miejsce jako reprezentacyjny budynek, gdzie miłośnicy sztuki dyskutują o wybitnych spektaklach, a rodzice przyprowadzają na przedstawienia dzieci, które wyglądają jakby połknęły kij od miotły. Okazuje się, że Teatr Słowackiego, jak niektóre wymienione tu już krakowskie budynki, też miał swój niesmaczny sekret.

Przed wojną i po wojnie wszelkie robactwo było spotykane nie tylko w prywatnych mieszkaniach, ale również w budynkach publicznych. Jak podaje Dziennik Polski z 1946 r., jeszcze przed wojną ogłaszała się firma tępiąca pluskwy przy pomocy czarodziejskiej świecy. Firma obiecywała, że za każdą znalezioną po dezynfekcji żywą pluskwę zapłaci dolara. Takie ogłoszenia można znaleźć w krakowskich gazetach z 1931 r.

W 1946 r. czytelnicy Dziennika Polskiego skarżyli się właśnie na te niepozorne, choć bardzo dokuczliwe insekty. Pluskwy, jako stworzenia niezbyt wymagające, rozsiadły się na balkonach teatru. Daleko od świateł mogły prowadzić swój krwawy proceder kąsania widzów, którzy przyszli do Słowackiego, by obcować ze sztuką.


Dziennikarz, który opisał całą historię w Dzienniku sam był świadkiem sytuacji, w której pewna 18-latka została zaatakowana przez pluskwy w czasie przedstawienia. Tak opisuje zwyczaje i miejsce ukrycia tych niepozornych insektów:

Autor zwraca uwagę, że gdyby dyrekcja Teatru Słowackiego zaryzykowała i zakupiła przedwojenne świece do dezynfekcji, być może udałoby się wzbogacić zasobność kasy teatralnej. W końcu 1 dolar za pluskwę stanowiłby całkiem dobry wynik, a istnieje przecież duże prawdopodobieństwo, że czarodziejskie świece, to tak naprawdę zwykła, czarna magia.
Źródła:
Współczesne zdjęcie widowni Teatru im. Juliusza Słowackiego pochodzi ze strony: www.konferencje.pl
Pluskwy teatromanki, 5.12.1946 r. Dziennik Polski